Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 23 sierpnia 2016

RECENZJA: „PERCY JACKSON I BOGOWIE OLIMPIJSCY: ZŁODZIEJ PIORUNA”



RECENZJA: „PERCY JACKSON I BOGOWIE OLIMPIJSCY: ZŁODZIEJ PIORUNA”





Pomyślałam że zrecenzuję powieść  Ricka Riordana o urzeczywistnionych mitach greckich, które uwielbiam od dziecka. Zacznijmy od początku: około rok temu natknęłam się na film o przygodach Percy’ego Jacksona i po prostu ten film z miejsca pokochałam. Później w internecie obejrzałam drugą część i coraz bardziej miałam ochotę na przeczytanie samej książki. Rozczarowanie dopadło mnie, gdy przeczytałam, że więcej filmów nie nakręcono. Ale mówi się trudno. Nakręcona wybrałam się do księgarni i kupiłam cały zestaw, czyli wszystkie pięć tomów. Okładki mnie oczarowały więc z chęcią zaczęłam czytać tom pierwszy.
 

„Bardzo chciałbym móc powiedzieć, że w drodze na dół nachodziły mnie głębokie przemyślenia i doznawałem nagłych objawień, że pogodziłem się z własną śmiertelnością, śmiałem się śmierci w twarz itd.
A tak naprawdę to jak było? Naprawdę myślałem po prostu ‘Aaaaaaauuuuaaaaaaaaaaaaa!’.”




Pewnie nasunęło wam się pytanie: kim niby jest ten „niezwykły” Percy Jackson? Otóż Rick Riordan postanowił urzeczywistnić wszystkie greckie mity. Postanowił, że wymyśli obóz herosów, znajdujący się w Ameryce, gdzie wszystkie dzieci bogów (oczywiście te półkrwi, które miały tylko jednego boskiego rodzica) uczyli się sztuki walki. Percy Jackson był jednym z tych licznych pół-bogów, czyli herosów. Jednak nie był najzwyklejszym herosem. Był bowiem synem Posejdona, wychowanym przez mamę śmiertelniczkę. Posejdon, Hades i Zeus – wielka trójka trzech braci zawarli bowiem pewną umowę. Żaden z nich nie mógł zakochać się w śmiertelniczce, a co gorsza – mieć z nią dzieci.


„Zamrugałem oczami.
- Ty… rozmawiasz z tym czymś?
Pudel warknął.
- To coś – ostrzegł mnie Grover – jest naszym biletem na zachód. Bądź miły.
- Rozmawiasz ze zwierzętami?
Grover zignorował to pytanie.
- Percy, poznaj Storczyka. Storczyku, to jest Percy.”



Gdy Zeus oskarża Percy’ego o zabranie wielkiego Pioruna Piorunów, razem z Annabeth – córką Ateny i Groverem, czyli satyrem-opiekunem ruszają w niebezpieczną misję odnalezienia Pioruna i ocalenia porwanej przez Hadesa matki Percy’ego.


„Wiecie co, wcale nie chciałem być osobą półkrwi.
         Nie prosiłem się o to, żeby być synem greckiego boga. Byłem zwyczajnym dzieckiem: chodziłem do szkoły, grałem w koszykówkę i jeździłem na rowerze. Nic szczególnego. Dopóki przez przypadek nie wyparowałem nauczycielki matmy. Wtedy się zaczęło. Teraz zajmuję się walką na miecze, pokonywaniem potworów, w czym pomagają mi przyjaciele, a poza tym staram się po prostu… przeżyć. Zrozumiecie to, jak przeczytacie opowieść o wszystkim, co się stało po tym, jak Zeus, bóg niebios, uznał, że ukradłem mu piorun – a rozgniewany Zeus to naprawdę spory problem!”


Polecam bardzo serdecznie, ale przed przeczytaniem zalecam znać choć zarysy mitów greckich – na tym oparta jest przecież cała powieść. W książce zawarte są zarówno sceny na których się śmiałam, ale są również momenty w których zapierałam dech i czytałam dalej – najczęściej były to chwile, w których Percy napotykał potwory, lub walczył.


„Grover pobiegł w kierunku auta – ale tak naprawdę wcale nie biegł. Kłusował, potrząsając włochatym tyłkiem, i nagle zrozumiałem na czym polegał jego problem z mięśniami. Zrozumiałem też, dlaczego był w stanie szybko biegać, ale kulał, chodząc.
Ponieważ tam, gdzie powinny być jego stopy, stóp nie było. Były tam rozdwojone kopyta.”


Jeśli chcecie mogę zrecenzować też pozostałe książki o przygodach Percy’ego Jacksona. Wystarczy napisać w komentarzu. Jeśli chcecie żebym podjęła inny temat, lub zrecenzowała inną książkę, również proszę napisać pod spodem w komentarzu. Proszę nie zapomnieć zostawić linka do siebie!! (Posty pojawiać się będą w środy i niedziele, a dzisiejszy jest tylko w ramach przeprosin za moją nieobecność. Z tego co wychodzi jutro kolejny post!)




Proszę o przeczytanie!
I to uczucie, gdy obiecujesz dodawać posty dwa razy w tygodniu, ale przez dwa tygodnie nie masz internetu.
Byłam przez około 15 dni odcięta od świata internetu bez możliwości dodania jakiegokolwiek postu. Znowu zawiodłam. Jedyne pocieszenie to, że napisałam i stworzyłam wiele rzeczy na bloga przez ten czas, więc wrzesień będzie pełen ciekawych rzeczy. Zastanawiałam się  również żeby utworzyć nowy porządek na blogu. Coś typu, np. co dwa/trzy tygodnie będzie wychodzić nowa recenzja, raz w tygodniu normalny wpis, oraz znów co dwa/trzy tygodnie jakieś DIY lub jeszcze co innego. Pamiętajcie, że zależy to też od was więc proszę udzielać się w komentarzu, ponieważ nie zawsze mam  pewność, czy wszystko jest OK.
Jeśli masz jakąś sugestię, napisz ją na dole w komentarzu! Zostaw również link do siebie!
Dziękuję
-Leksandra

niedziela, 7 sierpnia 2016

"Gwiazd Naszych Wina" - recenzja okiem Leksandry




Po wielu próbach znalezienia czasu i napisania czegoś, nareszcie nadszedł ten czas. Myślę, że już teraz posty wreszcie będą pojawiać się regularnie, tak więc do końca wakacji będę dodawać jakieś wpisy w niedziele i środy rozpoczynając od dziś.





Jak mogliście zauważyć dzisiaj pora na kolejną recenzję, tym razem „Gwiazd Naszych Wina” Johna Greena – kultowego pisarza amerykańskiego.
 Narratorem w książce jest główna bohaterka - Hazel Grace Lancaster. Towarzyszy jej Augustus, którego po prostu uwielbiam i prawdopodobnie trafi na listę moich książkowych idealnych chłopców (tak, mam taką listę).
 Powieść wzruszyła mnie doszczętnie. Powieść zarówno zabawna, przygnębiająca, pouczająca, melancholijna, i przede wszystkim prawdziwie prawdziwa zdarza się nieczęsto. John Green uchwycił to, czego raczej autorzy książek nie opisują: walkę z chorobą w życiu codziennym.
Książka już dawno była na listach przebojów i jest „oklepana”, ale ja niedawno ją zakupiłam, a gdy tak dobra książka dostanie się w moje ręce od razu czuję, że muszę napisać recenzję!





„-Tak to jest z bólem – odpowiedział Augustus, a potem spojrzał na mnie. – Domaga się, byśmy go odczuwali.”


Hazel – szesnastoletnia dziewczyna, której nieodłącznym elementem życia codziennego jest aparat tlenowy, którego nazwała Philip. W wieku trzynastu lat wykryto u niej raka tarczycy czwartego stopnia, niestety nieuleczalnego. Dni spędza więc na czytaniu ten samej, ulubionej książki i oglądaniu „America’s Next Top Model”. Jej życie nieoczekiwanie wywraca się do góry nogami, gdy na spotkaniu grupy wsparcia poznaje Augustusa. 




Jeśli Ci się spodobało – zostaw po sobie ślad w postaci komentarza, w którym również możesz napisać, co chciałbyś zobaczyć na moim blogu (recenzję danej książki/filmu lub temat na który miałabym się wypowiedzieć).